Jerzy Kozarzewski

Przejście ulicą Celną


Stoi tu w środku miasta mały kościół bramny,
gdzie Gabriel Archanioł u Najświętszej Panny
- w scenie chwyconej w ramy wielkiego owalu –
wraz z Nią słucha w godzinkach, jak Ją ludzie chwalą...
Kościółek zastępuje trochę trakt chodnika,
budząc wspomnienie bramy, którą się zamyka,
by miasto od napadu chronić i rabunku...

Tędy, w czterdziestym piątym w chrzęszczącym rynsztunku
czerwonogwiezdnych czołgów i dział u tankietek
weszła zwycięska armia na jakiś półmetek
zimowej ofensywy.
Miasto się oddało.
Z fasad, gdzie dłoń rzeźbiła kamień w miękkie ciało,
spod nadproży okiennych czy z wież miejskich z góry,
strzał nie padł.
Miasto wyszło w tchu architektury
niosącym jasność piękna ku zwycięskim rotom.

I dziś, gdy od kościółka mierzysz trakt piechotą,
do Rynku, patrz przed siebie. I wtedy jedynie
zjawi się -jak przy całkiem otwartej kurtynie –
ta scena, kiedy miasto, pewne swej urody,
lęk w sobie przezwycięża przed wtargnięciem hordy.

Dziś z tych szczytów, widocznych z ulicznego gardła,
zbyt skromna odbudowa część blasków odarła.
Ale i w tej skromniejszej, mniej świetnej postaci
stanowią tę część miasta, która je bogaci,
zwłaszcza że u stóp szczytów - z Rzymu skopiowana,
wprost z Piazza Barberini - stoi tu fontanna.

A więc Rzym -jak to mówią. Rzecz prosta - Rzym Śląski.
Choć brak siedmiu pagórków, teren inny, grząski
i rzeka pokaźniejsza, mostów mniej przez rzekę.
Ale tu biskup-książę sztukę brał w opiekę,
a ten jego mecenat, jak papieski w Rzymie,
sprawiał, że liczni chcieli mieć tu na czymś imię.
Jest więc i Piękna Studnia, jest i Baptysterium
- fundacje to mieszczańskie, ale całkiem serio
na poziomie niemałej magnackiej fortuny...

Inni nie chcą brać Nysy za Rzym z bogactw łuny,
lecz z jej statusu państwa, co trwa w swej postaci,
kiedy sąsiednie księstwa idą w działy braci,
drobnieją w majętnościach i niszczeją w wojnie,
że nie ma pokolenia by ktoś żył spokojnie...

I gdyś w tych „rzymskich" myślach zastygł przy fontannie,
nie umiejąc z wyborem uporać się snadniej,
widok domów, stojących w krąg na gruzowisku
z nowym się podobieństwem pojawia tuż, blisko
i budzi się w pamięci historia znajoma:
Sacco di Roma.