Jerzy Kozarzewski

Serce miasta


1.
Nie wiesz, czy mały kościół tu wzniesiony z drewna
wziął Jakuba Starszego Apostoła imię,
kiedy o jego grobie nadeszła wieść pewna
i o tym, jakie ciągną tam rzesze pielgrzymie.
Był to czas, gdy szlak gwiezdny każdą noc wciąż bieli,
ukazując szlak w ziemi cierpliwym pątnikom,
idącym z stron rodzinnych aż do Composteli,
żadnej nieraz pomocy nie doznają znikąd.
Był to czas, by się sprawdzić przed Bogiem i sobą
w rozeznaniu swych przewin, na drodze mozołu,
z głazem wziętym sprzed domu na budowę grobu
pierwszego męczennika spośród Apostołów.
Święta Agnieszka była Jakubową parą,
krzepiąc ufność kobiecą cudem ratowania,
gdy odarta z odzieży w czeluść lupanaru
wrzuconą na zhańbienie, anioł tchem osłaniał,
wynosząc ją w śnie wiecznym z gniazda męskiej chuci -
czystą Oblubieńcowi, jak chciała, przywrócił.

Ten kościół spłonął. Drugi, kiedy szli Tatarzy
zburzono, by się bronić. Znów inny dźwignięto.
Nas, wiek - tym, który dziś jest - piętnasty obdarzył,
Zaś Piotr z Ząbkowic dał mu mistrzów praskich piętno
czesko-morawskiej sztuki wielkiego gotyku.
Ten olbrzym najwspanialszy, szczytem do zachodu
zwrócony, króluje tu przywarty do Rynku.
Choć go pożary brały, gdy źle było z wodą,
choć pod pruskich, francuskich był już dział obstrzałem,
a także i w radzieckim stał bombardowaniu,
jest ciągle w środku miasta nie bryłą - lecz ciałem
i wciąż swym majestatem wszystko tu osłania.
Mówią o nim „katedra", choć ta we Wrocławiu
pospołu z kapitułą. Tu żył biskup-książę.
Stąd grobowce biskupie w kościele się jawią,
co jakby z katedralnym porządkiem się wiąże
i co w księstwa historię jasno się wpisało.
A stąd ciekawych gości w „katedrze" niemało.
Dwa rzędy kolumn tworzą tu w murach trzy drogi:
środkowa do ołtarza wzniesionego w górę,
a dwie boczne do kaplic oddzielonych progiem
od poziomu posadzki leżącej marmurem.
Pnie kolumn w liczbie większej chwyta rzut oka
niosą - nad ludzką miarę - łukowe sklepienia;
spływ światła tu miarkują obustronne okna
tworząc w tym lesie kolumn grę światła i cienia.
Z ciszy, jaka tu stoi, duch podziwu idzie,
budzący coś z pokory w myśleniu o sobie.
Zdumienie lgnie do cegieł w nieskończonej liczbie,
stanowiących porządek w obwódek ozdobie.
Ten podziw i zdumienie jakby myśl przybliża,
że praca tu włożona - mozół, trud olbrzymi -
choć brana dla zapłaty miała też coś z krzyża
i - do grobu Jakuba - coś z drogi pielgrzymiej.
Czyżby kiełek wzruszenia, który jest wciąż w ziarnie
miał być już gotowością, aby żyć ofiarnie?

2.
W kaplicach i w półcieniu skryte sarkofagi
tają czasy z epoki tych, którzy w nich leżą -
nie wiesz: czy dzięki wiernych błagalnym pacierzom
czy dla swojej biskupio-książęcej powagi

Nie wiesz też w swej małości czy im się należą
te rzeźby, w których kamień jakby nie miał wagi
lub, gdzie relief się piętrzy ponad marmur nagi
jako postać skrojona sakralną odzieżą.

A obok epitafia jawią się na ścianie
w tekstach i rzeźbach wyszłych z mistrzów świetnej ręki:
skruchą są za niedbałość, wiecznym miłowaniem,

zadośćuczynieniem czy znakiem podzięki?
Cóż?... Bierzemy tu sztuki wspaniałe przesłanie,
Jakby nie trwał nad nami dla umarłych błękit.

3.
Te dzieła sztuki w pamięć nie chwytają życia.
Budują wystrój wnętrza w artystycznym trudzie,
budząc podziw dla kunsztu, ale bez przebudzeń
ku temu, co ukazać miało się z ukrycia.

I może też dlatego, by nie trwać w ułudzie,
kładzie się dziś nad trumny kamienne przykrycia
tablic, gdzie samych imion żłobione wyrycia
mówią: tu pamiętania godni leżą ludzie.

Ich szczątki wygrzebano z bliskiego cmentarza,
poddając się nagleniu tych, którzy ich znali,
że niepamięć cmentarna życie ich znieważa.

Weszli między nas przeto z językowej dali,
byśmy ich obcość brali jak dar, co pomnaża
i może budzić ducha, który nas ocali.

 

wrzesień-październik '93