Jerzy Kozarzewsk

Przejście przez park


Ogród z dzieciństwa do serca wpisany
stoi pod niebem szczęśliwej pogody.
W nim do tarzania leżą traw dywany,
w płynącej wodzie - są „do kostek" brody.
Spod drzew brać można - z ich łupin - kasztany
i kto ma więcej ostro iść w zawody.
Ten ogród z ciepłą zawsze porą roku
Trwa wiernie w echu człowieczego kroku.

W nim się sekretne jakieś życie tuli
bezpiecznie skryte przed świata naporem.
Benedyktyni, później kameduli,
i wnet jest ogród już z każdym klasztorem.
Jest on i także u książąt czy króli
nieraz zwan z włoska giardino d'amore,
pielęgnowany również i z tej racji,
by mógł w nim szept iść tajnej dyplomacji.

Ogród nyski, za murem od rzeki
i za drzew ścianą od Młynówki strony,
choć biskupowi od dworu daleki
dla samotności bywał upragniony.
Tutaj wiewiórki szły do jadła z ręki,
Gołębie w wachlarz stroszyły ogony,
a wśród nich nikła godność pomazańca,
dając dar łaski cichego różańca.

Wśród drzewek cytryn, drzewek pomarańczy,
w alejkach łąki włoskiego ogrodu,
gdzie w barwach kwiatów słońce światłem tańczy
można też podjąć kamarylę młodą,
można też dyskurs - trochę oszukańczy
dyplomatyczny - podjąć ze swobodą
z wolna wnikając w rozmówcy intencje
tak, by przewidzieć wszystkie konsekwencje.

Upływ lat przemglił jesienne kolory,
w jakich stał ogród, gdy pruscy żołnierze
wwiedli tu pułku któregoś tabory,
w letnim „ciasno” czyniąc sobie leże.
I ogród ginął już od tej pory –
choć niósł cień wojsku do miłosnych zwierzeń –
dziczał i leśniał ten biskupi hortus
i bastionował fosą wokół fortu.

Czas go współcześnie otwarł leśnym parkiem,
znacznie zwiększonym nad ogród biskupa.
Obdarzył cienia i ciszy podarkiem,
choć bywa, że gdzieś gzi się młodych grupa,
znacząc swój pobyt wyplutym ogarkiem
i tym, że z kosza rośnie śmiecia kupa.
Lecz każdy może brać z cienistej ciszy
to, co się w sobie albo z zewnątrz słyszy.

Przetrwał w nim wykwint dworskiej galanterii,
rubaszność koszar. Wstaje zaś czekanie...
Brak drzew z owocem - brak i pokus „zerwij!",
lecz jest zachęta: czas na chwilę zamień
i wróć do czegoś, co przeżyłeś pierwej;
do tej pamięci z ukrytym wezwaniem
w ogród, co z ciepłą zawsze porą roku
trwa wiernie w echu człowieczego kroku.