Jerzy Kozarzewski

Pałac biskupi


Jaką wspaniałość zakrywa ta ściana
rzędem pilastrów, niosących rytm kolumn
w całym ich pięknie trójnego podziału.
W nadokienników zwieńczenia przybrana
- z wtórem trójkąta po krzywej w ćwierćkolu -
jawi wzdłuż okien wstęgę skamieniałą.
Jak napierśniki puklą się portale
piękno kobiece licując zuchwale.

Wewnątrz ciąg schodów w trzy biegi złamany,
wzięty w łożysko piękną balustradą
spływa marmurem świetnie czystej bieli
z progu kuluaru, gdzie książę z dworzan
chce czekać gości witanych z paradą
tak wyszukaną, by nie zapomnieli
tej drogi w górę, co przez wstępowanie
budzi o sobie pochlebne mniemanie.

Ta piękna ściana tai czas budowy
inny niż chciano, gotując projekty.
Carolus Habsburg, biskup arcyksiążę,
wszcząwszy to dzieło — gdy życia odnowy
żądali ludzie z luterańskiej sekty
wspierani tłumnie w spełnianiu ich dążeń —
nie mogąc sprostać herezji w rozprawie,
krył się u siostry królewskiej w Warszawie.

Nie wszczął też robót po swoim powrocie,
o jezuitach myśląc i ich sile
W bronieniu wiary rzymskiego Kościoła.
Nie myślał Waza i o tej robocie -
Karol Ferdynand, z trudem licząc chwile
ciszy wśród wojny, niosącej dokoła
śmierć, grabież, haracz od Szwedów, Duńczyków,
zarazę w mieście, mogiły bez liku.

Wojna wygasła. Trzydzieści lat trwania
serc nie zmieniło. Szwedzi idąc z miasta
wzniecili pożar, by je do cna strawił,
w dzień Jana Chrzciciela - lecz On je osłaniał
deszczem tak silnym, że ogień w mig schlastał.
Już po tej porze jakieś mury stawił
Karol Ferdynand, dając wstęp budowie,
którą miał Habsburg i w sercu, i w głowie.

Pałac rósł z wolna. A ściana od frontu
z wnętrzem z marmuru powstała na końcu,
w trzy ćwierci wieku po robionych szkicach...
Już w sto lat później znikło z horyzontu
księstwo biskupie, nie mając obrońców
w Rzymie ni w Wiedniu czy w innych stolicach.
Pałac pozostał. Rezydencja pusta,
symbol świetności, której czas już ustał.

Pałac zniszczono w wojennym podarku.
Ogień dach pożarł, stropy się zwaliły,
ściana spojrzała czernią oczodołów.
„Lud wyzwolony, lud nie gnący karku
ze swej wspólnoty winien czerpać siły
i świat budować nie z góry, lecz z dołu.
Co zaś z przeszłości legło już w ruinie,
niech zniknie w gruzach i w pamięci zginie”.

Nie brakło sprawców, by nocą podcinać
podpory ściany: niechby się zwaliła...
Ktoś przecież kliny wbijał tak wytrwale,
że z trwaniem ściany dźwiga się ruina...
Historia miasta w pałacu ożyła,
wnętrza sal stoją w pięknej sztuki chwale.
I dziś tam schody marmurowe wiodą,
nęcąc odmienną od pańskiej nagrodą.

Pamięci
Stanisława Kramarczyka i Franciszka Pikuły
 

Michałowice, listopad 1993