Jerzy Kozarzewski

Widok z mostu im. gen. Bema


Z lewej na jazie woda wełni się i pieni,
przelewem daje rozruch małej elektrowni.
Na jaz napływa rzeka w ramionach zieleni
drzew, warkocz kładących wdzięcznie i ozdobnie.
Na tą szeroką drogę toczącej się wody
kreśli się w jakiejś dali spięcie brzegów mostem,
zamykającym widok pełen tej urody,
jakiej nie widzisz nigdy w ganianiu żałosnym
dokoła spraw codziennych.

Jak jest z drugiej strony:
tam woda w lejach wirów szybko w dół uchodzi
pod most nawibrowany chrzęstem przez wagony,
biorące bieg ze wschodu, albo na zachodzie,
by mieć tu w stacji węzeł na pochwałę miasta.

A co widać od przodu: tam nowa dzielnica
w stromy stok wału wzgórza między zieleń wrasta,
jawiąc w swej panoramie jasne frontów lica,
przydające oddechu temu, co jest w niżu.

U wzgórza, gdzie łuk drogi: budynki za murem,
wśród nich niewielki kościół Franciszka z Asyżu.
Tu swój habit kapucyn przewiązywał sznurem,
gdy w klasztornym zaciszu król pruski Fryderyk
brał od Marii Teresy miasto we władanie,
pędząc wnet kapucynów jak protestant szczery,
a jako żołnierz — miastu dał forteczne trwanie.

I rosła „Festung Neisse". Sam król robił szkice,
jak poumieszczać forty w grzbiecie tego wzgórza,
w którego stok dziś wchodzą domy i ulice
tak, że miasto wprost z rzeki piękność swą wynurza.

Tak było i z śródmieściem kiedy je otwarto,
waląc mur - jeszcze z cegieł przeciwko husytom
-by powieść tędy deptak, gdzie masz zieleń wiatru
i deseń w splocie liści wprost na tle błękitu.

Dziś nie wiesz, czy przez forty króla Fryderyka
czas będzie bez człowieka szedł i szedł ruiną,
czy też człowiek czas wygra jak swego wspólnika,
by znikł pierścień zamknięcia nad całą doliną...
 

10.08.93