Jerzy Kozarzewski

Kościół p.w. św. św. Piotra i Pawła



Od szczytu brak tu drzwi. Kościół zaślepiono
wzdłuż lica obwarowań, broniących śródmieścia.
Jest więc i fosa — kanał - nie dająca przejścia
choć rozebrano mury, gardząc ich obroną.

Dziś, w bocznym widząc ludzi wejściu do kościoła
możesz obudzić pamięć o modlitwie w skryciu
przed innymi i chęci: mieć laur u czoła,
a co łatwiej, gdzieś z frontu wzrok na siebie chwycił.

To kościół bożogrobców, tych, co w Jeruzalem
przez Miechów tutaj przyszli, nim powstało miasto,
by zająć się troskliwiej żebraczą hałastrą
i stworzonym dla chorych przytułkiem — szpitalem.

Klęska w trzymaniu straży u Bożego Grobu
zaczęła szpitalniczą wędrówkę po ziemi.
Tu trzykroć — przez pięć wieków - zakonnik swój tobół
niósł do miejsca, gdzie trwamy pięknem urzeczeni.

Cud baroku o bryle zlepionej przez mistrza,
ogarnięty harmonią wielkiej równowagi
jakby wyczarowany znajomością magii,
gdzie obraz jawi twórcy czarodziejski kryształ.

Wejdź do wnętrza. Tam przestrzeń olbrzymieje, rośnie
znad kapiteli. W czaszach piętrzą się sklepienia,
w nich adoracja Trójcy trwa Świętej bezgłośnie
i wzwyż wielkość świątyni w oczach rozprzestrzenia.

Wszystko jakby nietknięte złym czasu upływem
trwa w tej postaci, w jakiej ujrzał to artysta,
zarówno ten nieznany, jak sławny z nazwiska.
Stąd przesłanie, że może dzieło rąk być żywe.
 

11.08.93